Drakensberg- Góry Smocze

Po 2 dniach relaksu nad ciepłymi wodami oceanu w Southbroom skierowaliśmy się na północ, którą na południowej półkuli Ziemi słońce wskazuje o 12 w południe. Zupełnie o tym zapomniałem że tu słońce biegnie po niebie od wschodu przez północ na zachód. Ostatnie lekcje geografii były bardzo dawno temu i zdziwiło mnie gdy jadąc wyraźnie na północ słońce świeciło nam w oczy w środku dnia.
Do tego w języku polskim to bardzo mylące, że kierunek geograficzny i pora dnia brzmią tak samo. Po angielsku mamy North i South oraz noon i midnight. I dla nich to zjawisko być może nie wydaje się takie dziwne.
Podobnie jest ze
wschodem i zachodem sugerującym pory dnia.
Cieszyć się możemy, że inne pory dnia nie zostały użyte do nazw geograficznych bo mielibyśmy wtedy zamiast półkuli wschodniej i zachodniej półkulę poranną i wieczorną 🙂 Bardzo „polocentryczne” są nazwy w naszym języku. Ale to tak na marginesie…
Do Gór Smoczych czyli Drakensbergu można się dostać od wielu stron. To dosyć rozległe pasmo górskie. Dlatego miałem nie lada problem jak to zrobić podczas podróży z dzieckiem. W przewodnikach i na forach nic nie znalazłem. Wszystkie informacje dotyczą albo konkretnych kilkudniowych lub wielogodzinnych trekkingów na jeden z wysokich szczytów albo aktywności zorganizowanych. My chcieliśmy zrobić krotki trekking. Wejść na jakąś średnia górkę w kilka godzin z Frankiem w nosidełku. Ale moc podziwiać tez widoki z wysokości. Wybraliśmy środkowe pasmo gór w okolicach Winterton. Stamtąd odbija na zachód droga E600 prowadząca głęboko w góry zwana  Champagne Route. Wzdłuż niej można znaleźć  sporo miejsc do zakwaterowania. Korzystając z wyszukiwarki po mapie na Booking.com trafiłem na Emfwazeni Logde – najdalej ulokowany przy samym końcu drogi E600. Miejsce okazało się strzałem w dziesiątkę! Po pierwsze totalna dzikość i niezakłócony widok na zieleń, po drugie – z domku do szlaku można było wejść bezpośrednio bez podjazdów autem pod szlak. Po trzecie przyjęła nas przemiła pani mieszkająca w domu obok i dała wskazówki odnoście trekkingów.

 

 

 

Wszystkie wysokie góry tzw High berg np Monkey Cowl czy Caste Berg oznaczały 3 dni wędrówki. Dla nas pozostał tylko small berg w tej sytuacji. Znaleźliśmy idealny dla siebie łatwy trek na Głowę Sfinxa ok 2 h w jedną stronę (z dzieckiem 2,5 rocznym ). Szlak zaczynał sie w pobliskim hotelu Champagne Castle.
Franek przerósł nasze oczekiwania i aż 80% trasy przeszedł samodzielnie słuchając opowieści o smokach i pożarze lasu eukaliptusowego 🙂 a potem padł w nosidełku i zasnął.
Widok ze szczytu głowy Sfinxa mieliśmy imponujący. Formacje skalne występujące w Górach Smoczych są zupełnie inne niż u Polsce. Góry mimo, że bardzo strome mają płaskie szczyty a w niższych partiach zbocza rozchodzą się w dół tworząc kształty lwich łap. Na pionowych ścianach wystają skały tworzące poziome linie na tej samej wysokości. Niższe partie porośnięte są soczyście zieloną trawą i gęstymi lasami. Choć najwyższe szczyty cały czas mieliśmy w chmurach to widok na średnie partie dał nam wystarczajaco dużo wrażeń.

 

 

Jeśli chodzi o okolice to jest tam całkiem nieźle z infrastrukturą. Wzdłuż Drogi E600 znajdziemy supermarket, pralnie i knajpy z internetem – np w ośrodku/ hotelu Champagne Peak przy Drakensberg Choir.
My u siebie w Emfwazeni lodge nie mieliśmy neta więc kolejną rezerwacje musimy robić w knajpie jedząc i łapiąc Franka jednocześnie by nie wskakiwał do jeziora 🙂

 

 

 

Dalej >>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.