I wreszcie nastał ten dzień. Dzień, który w odróżnieniu od chwil powrotu do domu pamiętam zawsze doskonale. Ostatnie kręcenie się po domu i szalejąca burza myśli. Afryka już dawno była na moim celownik ale doświadczenie podróży jak dotąd wolałem zdobywać w Azji. Afryka zdawała się być zbyt hardcorowa więc odsunąłem ją w czasie na później. Po powrocie z Indii w roku 2009 postanowiłem, że następny wyjazd będzie na nowy kontynent. Tak się złożyło, że wpadła mi w ręce książka „Cesarz” Kapuścińskiego, która otworzyła mnie na poznawanie Etiopii. Wśród krajów Afryki to właśnie Etiopia wydawała się być doskonałym krajem do odwiedzenia bo łączyła bogactwo historii i natury. Nie była czysto negroidalną kulturą tylko czymś pomiędzy światem arabskim a czarną Afryką. Doskonałe miejsce do rozpoczęcia eksploracji tego zróżnicowanego kontynentu.
Bilety nabyłem jak zawsze na niezawodnej stronie aero.pl na 2 miesiące przed wyjazdem. Przelot z Warszawy do Addis Abeby przez Istambuł miał się odbyć za pośrednictwem linii Turkish Airlines. Koszt biletu to 2400 zł. Zwykle szukam okazji lecz w tym przypadku pozostało niewiele czasu i musiałem zapłacić więcej, wcześniej ten sam bilet był do nabycia za około 1850 zł zatem warto planować wcześniej. Nie chciałem lecieć sam, dlatego skorzystałem z forum globtroter.pl gdzie poznałem Jarka i razem dogadaliśmy się co do wspólnego wyjazdu. Wyjątkowo dobrze nam się podróżowało, chyba po prostu ludziom z podobnymi pasjami łatwiej się dogadać. Po krótkim spotkaniu Warszawie i ustaleniu trasy zapadły ostatnie decyzje i ustaliliśmy zarys trasy. Ze względu na ograniczenia czasowe zrezygnowaliśmy z odwiedzenia południa Etiopii i plemion w dolinie Omo, choć do samego końca miałem nadzieję, że jakoś nam się uda. Lecz po pierwszych kilku dniach i wiadomo było, że byłby to karkołomny wyczyn bez dokupienia kilku przelotów wewnętrznych. Przed wyjazdem uzupełniłem szczepienia o żółta febrę, polio, meningokoki. Pozostałe czyli żółtaczka A i B, dur brzuszny oraz tężec z błonnicą robiłem kilka lat wcześniej. Zakupiłem również 2 opakowania przeciwmalarycznych tabletek Malarone, które do zwiedzania północnych wysoko położonych rejonów Etiopii nie są zawsze zlaecane gdyż malaria podobno nie występuje powyżej 2000 m.n.p.m. Wolałem je jednak mieć w razie czego. Planując trekking w górach Simien musiałem uzupełnić swój bagaż o dobry polar, softshell, ciepły śpiwór i buty trekkingowi. To jednym dyskomfort, że wybierając się do Afryki bagaż musiał zawierać ubrania praktycznie na każda porę roku z czapką i rękawiczkami włącznie.
Nie brałem namiotu ani maty gdyż można je było wypożyczyć na miejscu ( z pchłami w cenie:)
No i nastał dzień wyjazdu.
Uwaga! Jadę 🙂 Boję się ale jadę. Sama. Właśnie jestem na etapie dopinania wszystkiego.Proszę trzymać za mnie kciuki
Trzymam kciuki:) To jeden z najciekawszych kierunków, nie ma się co bać.