Sintra jest małą mieściną położoną ok 25 km od Lizbony. W samym miasteczku nie ma głównych atrakcji, które przyciągają tłumy. Dla większości najważniejszy w okolicy jest zamek Palacio de Pena i przylegające ogrody. Jest też Zamek Maurów oraz rezydencja Quinta de Regaleira. Nieco bardziej oddalone od Sintry znajdują się: Pałac i park Monserrate oraz klasztor Kapucynów. Wszystkie te miejsca są jednak porozrzucane po okolicy. Pieszo da się poruszać w ramach pierwszych 3 atrakcji jednak warunki do wędrówki nie są zbyt przyjemne- tłok i wąskie chodniki przy zakorkowanych drogach obierają urok spaceru. Wygląda to tak jakby na trasę do tatrzańskiego Morskiego Oka wpuszczono taksówki i autobusy pomiędzy dorożki konne i pieszych, a drogę zwężono. Chaos w czystej postaci.
W tym poście będzie trochę narzekania bo trzeba to powiedzieć jasno – Sintra to typowy tourist trap, który zdecydowanie odradzam osobom uczulonym na tłok i ścisk. Jednak na końcu tej wycieczki znaleźliśmy coś dla siebie. Sami zdecydujcie czy warto tam jechać. Większość naszych wcześniejszych podróży odbywaliśmy w miejscach mniej turystycznych. Trochę przestaliśmy więc zwracać uwagę na potencjalne zagęszczenie ludzi. Tu jednak uderzyło nas to mocno.
Jak dojechać do Sintry
Wracając jednak do początku, trzeciego dnia pobytu w Lizbonie postanowiliśmy wyjechać poza miasto – do Sintry. Niewiele czytając i sądząc, że to łatwa i niemal obowiązkowa wycieczka udaliśmy się na stację kolejową Lisboa – Rossio około 10 rano. Pociągi do Sintry odjeżdżają tu co 40 minut. No i się zaczęło…
30 grudnia to taki mini sezon ale nie spodziewaliśmy się stania ponad 30 minut w kolejce po bilet na pociąg. Tak straciliśmy godzinę, bo oprócz czekania w kolejce następny pociąg odjeżdżał za 40 minut a poprzedni zwiał nam sprzed nosa. W zatłoczonym pociągu jazda trwa kolejne 40 minut. Jednak nie ma lekko. Po wyjściu z pociągu wita nas kolejna kolejka bo aby wyjść ze stacji trzeba przejść przez bramki (z biletem, dlatego nie wolno go wyrzucać).
Quinta de Regaleira
Na ulicach Sintry ludzie nie mieszczą się na chodnikach. Ogólne poruszenie, taksówkarze, rikszarze, naganiacze itp. Na początek decydujemy po prostu iść przed siebie aby nie ustawiać się w kolejnych kolejkach do autobusów i zwariować na starcie. Kierujemy się do Quinta de Regaleira – wybujałej rezydencji z równie wybujałym ogrodem. Z buta ok. 20 minut. Myślimy naiwnie, że zrobimy odwrotnie niż wszyscy i ominiemy tłok wybierając nie-topową atrakcje. Na miejscu wita nas jednak kolejka na ok 15 minut stania po bilet wstępu. Orientujemy się szybko, że są dostępne bilety online i tak oszczędzamy kilka chwil. Rezydencja jest na pewno wyjątkowa, ogród nietuzinkowy, zróżnicowany i odjechany. Chcemy zobaczyć wielką studnię inicjacyjną, o której poczytaliśmy wcześniej. Można do niej łatwo dojść po znakach, ale równie łatwo jest …dostrzec kolejkę na 30 minut stania zawijającą alejkami się w górnej części parku. Zaczynamy mieć dość. Po odczekaniu swojego, już wewnątrz studni ochraniarze ponaglają ludzi aby się nie zatrzymywali na schodach przy robieniu zdjęć. Idziemy więc w wężyku potulnie jak baranki. Do samej rezydencji Quinta de Regaleira wchodzimy później w podobnym wężyku przecinając dosłownie 2 pomieszczenia, gdyż większość jest w renowacji.
Wszystko zajmuje mnóstwo czasu. Wiemy, że tylko Pałac de Pena pozostaje nam w zasięgu tego dnia. Nie sposób zaplanować tu więcej niż 2 atrakcje na dzień, zatem nie ma sensu kupować pakietowych biletów wstępu ani autobusowych. Na pieszo w dół schodzimy do Sintry. Tam łapiemy szybko Ubera za podobną cenę co autobus ok 6 eur (do którego czeka 20 minutowa kolejka). Kierowca opowiada nam ze spokojem, że pod względem liczby odwiedzających dziś jest luz bo w lecie jest…4-5 razy więcej ludzi!!! Poza tym jest poniedziałek a w weekendy również jest bardziej gęsto ponieważ sporo osób organizuje tu wesela.
Zamek Pena i Park
Zamek Pena i otaczający park są czynne do 18 a jest już 16:00. Uff, wreszcie nie ma kolejki do kas biletowych. Jednak jest inna ukryta mina. Kasjerka uczciwie rekomenduje nam kupić bilet jedynie na zwiedzanie parku ponieważ aby do wejścia do zamku czas oczekiwania wynosi 40 minut i zapewne nie zdążymy. Do zamku wiedzie nas wybrukowana ścieżka w górę ok 10 minut piechotą. Im bliżej tym oczywiście coraz więcej ludzi. Widzimy w końcu słynny zamek w pełnej okazałości. Może to dzisiejsze doświadczenia kładą się cieniem na wrażeniach ale budowla przypomina pałac Gargamela lub inny twór pijanego architekta. Zlepek styli architektonicznych pomalowany na żółto i czerwono udawania nam, że cokolwiek by tu nie ustawić i tak miałoby jakiś urok, ale tylko z uwagi na otoczenie. Ostatni królowie Portugalii zeszpecili to piękne wzgórze, tak jakby chcieli postawić pomnik upadku monarchii i po wsze czasy przypominać do czego nie należy wracać. Kłębiąc się w tłumie u podnóża odnajdujemy wskazówki na tarasy zamkowe. Można na nie wejść nawet nie mając wejściówki do wnętrza zamku. Jednak należy minąć sznurek „szczęśliwców” oczekujących wejścia do komnat zamku. Znajdując się już na tarasach trafia w nas złota godzina robienia zdjęć. Kolory się wyostrzają, w dolinach zachodzi mgiełką i robi się ciekawie. Wybrane fragmenty zamku zaczynają wyglądać dobrze. Robimy krótką trasę wokół wieży czerwonej skąd doskonale widać Zamek Maurów ozdobiony flagami. Wygląda znaczniej lepiej i wtapia się w otoczenie bez szkody. W końcu z poziomu tarasu głównego znajdujemy małe kręte schody w dół pozwalające wyjść na tyły zamku. Tu opuszczamy tłumy i zaczyna się lepsza część dnia.
Park jest bardzo rozległy w godzina późna. Ludzie raczej wracają do wyjścia, my zaś kierujemy się odwrotnie – do najwyżej położonego miejsca w parku – Alta Cruz. Wszystko zaczyna wyglądać inaczej. Ścieżki nabierają uroku, jest w końcu czas i przestrzeń aby się rozejrzeć i dostrzec chociażby rosnące tu wielkie sekwoje. Powoli docieramy na samą górę. Jest już po zachodzie słońca i jesteśmy tu sami. Za plecami nad wierzchołkami drzew wystaje zamek, już nie taki kolorowy jak wcześniej. A przed nami w kierunku Atlantyku lśni łuna schowanego za horyzontem słońca. Chmury opadły do poziomu lasu i kłębią się gęsto w nieskończoność . Kolory przygaszone ale szaleją. Aż robi się całkiem ciemno.

Czy warto jechać do Sintry
Wiem, że większość podróżujących ma tendencje do idealizowania odwiedzonych miejsc toteż nie napotkałem w czytanych relacjach z Portugalii szczerych wypowiedzi na temat zjawska overtourism, którego tu boleśnie doświadczamy. Ładnych i ciekawych miejsc na świecie nie brakuje, nie wszystkie na szczęście są okupione koniecznością przeciskania się przez tłum i ciągłego czekania w kolejkach. Wypad do Sintry był dla nas najbardziej męczącym dniem spośród 7 spędzonych w Lizbonie. Mając do dyspozycji cały tydzień warto ją odwiedzić przy pewnych konkretnych założeniach i będąc lepiej przygotowanym. Spędzając jednak weekend w Lizbonie odradzał bym. Jeśli już się tu wybierać to na pewno trzeba wystartować bardzo wcześnie rano i wszelkie bilety nabyć online. Pozwoli to oszczędzić sporo nerwów na stanie w kolejkach i lepiej spożytkować czas. Rejon Sintry jest faktycznie bogaty w zabytki oraz doceniony znakiem Unesco zatem wartość historyczną i kulturalną niewątpliwie tu odnajdziemy. Jednak trzeba się spodziewać zgiełku przy okazji. Dla nas był on dość trudny i kolejny raz byśmy się nie wybrali znając sytuację. A już na pewno nie w sezonie letnim.
Dobry wpis. Moim zdaniem Sintra jest warta uwagi tylko w niskim sezonie – maj, czerwiec, wrzesień. W święta czy latem w głównych lokalizacjach jest BARDZO źle, dlatego polecam te mniej uczęszczane jak np. pałac Monserrate.
Jestem pod wrażeniem. Bardzo piękne klimaty, które jednak zachwycają pod wieloma względami.