Dzień 13 – 28.10.2012
El Misti wyłaniał się nam tylko czasami podczas pobytu w Arequipie. Pogoda była w kratkę, większość czasu szare i zachmurzone niebo odbierało kolorów. Ale rano gdy zmierzaliśmy na miejscowy targ słońce świeciło w pełni.
Po drodze zajrzeliśmy jeszcze do wnętrza głównej katedry na tyłach, której przesiadywalismy dzień wcześniej, zabijając muszki na nogach podczas śniadania. Od strony rynku na odgrodzeniu katedry wisiały transparenty a na schodach siedzieli różni ludzie. To miejsce oblegane jest przez protestujących niemal zawsze. Przynajmniej tak napisane było w przewodniku. Mercado położone nieco na południe od głównego placu miasta przywitało nas mieszaniną zapachów owoców i ryb. Ameryka Południowa eksportuje na świat głównie owoce i to stąd pochodzą te najdziwniejsze. Wpadliśmy na pomysł by spróbować każdego nieznanego owoca kupując po 1 lub 2. Zrobiła się z tego całkiem spora ilość. I choć niektóre okazały się pyszne to i tak żadnej nazwy nie zapisaliśmy i nauka szybko poszła w las. Zakupy były nam również potrzebne na zbliżający się trekking. Zawitaliśmy do supermarketu gdzie zawsze z ciekawością oglądam zawartość półek. Towary łatwo odzwierciedlają dominację ekonomiczną innych krajów i marek; pokazują stosunek importowanych do własnych. W Peru znacznie więcej jest rzeczy z importu, głównie z USA. Zawsze szukam polskich produktów i niestety oprócz wódek nic innego nie znajduję.
Uczestnicząc w normalnych codziennych czynnościach niczym mieszkaniec miasta, zastanawiam się nad stosunkiem Peruwiańczyków do przyjezdnych. Ich obojętność jest intrygująca. Nie widać najmniejszych objawów gościnności, uprzejmość ogranicza się do formalnego minimum. Z drugiej strony brak też jakichkolwiek oznak wrogości. Powoduje to poczucie izolacji. Ludzie znajdują się jakby za szklaną szybą a doświadczenie podróży i poznawania jest przez to jakby mniejsze. Porównanie do Afryki i Azji jest uderzające. Na tamtych kontynentach nie sposób czasem spokojnie przejść ulicą bez wianuszka dzieci zainteresowanych chociażby dotknięciem jaśniejszej skóry czy wymianą jednego niewinnego uśmiechu.
Tu tego nie ma. I nie wiem dlaczego. Czy to wynika z kolonialnej przeszłości, która zajęła miejsce ich własnej kultury, religii a nawet języka? Być może. Kraje Afryki i Azji mimo kolonizacji zachowały więcej atrybutów odrębności. Mają choćby własne języki jako oficjalne. Ale jest w tym coś więcej, gdyż nawet małe dzieci są tu bardziej powściągliwe w okazywaniu spontanicznych emocji. Coś jakby wisi ciągle w powietrzu…i nie jest to tylko figura Chrystusa górująca nad każdym miastem.
W Peru począwszy od lotniska będziemy atakowaniu wyrobami z wełny lam, alpak i wikunii. Liczne sklepy w Cuzco i Arequipie prześcigają się z ofertą ekskluzywnych swetrów, płaszczy i ponczo za niemałe pieniądze. Wełna z małych alpak ma doskonałe właściwości termiczne zachowują przy tym niezwykłą miękkość. Te atrybuty pozawalają skutecznie przekonać wielu przyjezdnych. Do tego dochodzą ciekawe wzory i to wcale nie ludowo-cepeliowe. Ekstremum stanowią rzeczy z dzikich wikunii; szalik potrafi kosztować ponad 1000 dolarów! Znane lokalne marki takie jak Sol czy Kuna specjalizujące się w ciuchach z wełny mają swoje sieci sklepów w całym Peru. Ich wygląd i sposób prezentacji kolekcji w niczym nie ustępuje markom światowym znanym z naszych sklepów. Tu też można porozmawiać ze sprzedawca mówiącym nienaganną angielszczyzną i zapłacić karta kredytową.
Kontrasty jednak nadal są w Arequipie. Na jednej ulicy widzimy dzieci, układające wielką kolorową mozaikę na ulicy, którą ma iść procesja z świętą figurą Matki Boskiej. Kilka bloków dalej pod nowoczesne kluby podjeżdżają tłuste bryki z dudniącym basem i sączącym się głosem Snoop Doga. Wszyscy są jednakowo nieuprzejmi i równo mają na nas wywalone:)
Dzień targowy kończy się wspomnianą procesją i fajerwerkami, które obserwujemy sobie znad talerza ceviche. Wreszcie spróbowaliśmy i smakuje nam. Dość oryginalny smak szczególnie w połączeniu z orzechami i słodkim ziemniakiem. Już jest ciemno, strzelają petardy, słychać dochodzące śpiewy a odświętnie ubrani ludzi chodzą po ulicach ze świecami. Tu w Peru gdziekolwiek się nie ruszymy napotykamy procesje, a każde miasto jest miejscem pielgrzymek. Dziś jest fiesta uliczna a jutro znów w ciemnej i głuchej ciszy posępnych Andów.
Fakty:
– śniadanie 8S
– owoce na targu 30S
– ceviche – 56S za 2 os
– szalik z alpaki – 91S
– T shirt – 32 S
– kubek pamiątkowy – 12S