Dzień 15 – 06.11.2009
Jeszcze wieczorem poprzedniego dnia wymieniliśmy pokój na inny- przyjemniejszy, w którym było okno a za nią czerń indyjskiej nocy. Wymiana pokoi wyszła kompletnie bez sensu ale nie spodziewaliśmy się tak późnego powrotu do hotelu. Mimo to było przyjemniej, w dodatku odebraliśmy świeżo wyprane rzeczy poprzekładane gazetami jak nowe koszule z vistuli.
Pobudka była ok. 5.30 rano. Autobus do Allapey – miejsca pierwszej przesiadki odjeżdżał o 6.20 z zajezdni widocznej z okna naszego hotelu Green View oddalonej o 200 metrów.
W trakcie planowania podróży nie mieliśmy ściśle określonej kolejności na tym etapie. Ufałem, że po takim czasie będziemy już na tyle zaznajomi z poruszaniem się po kraju, że spontan zadecyduje czy jedziemy najpierw na Backwaters czy na plaże Varkali. I tak się też stało. Wybraliśmy Varkalę jako, że zwiedzania mamy już trochę dosyć a pogoda przez następne 10 dni ma się wcale nie zmieniać – tzn ma cały czas lać. W strugach deszczu dopalam papierosa przed wejściem do porannego autobusu. Dziś mamy znaleźć się na rajskich plażach południa, choć pogoda pasuje bardziej do wrześniowych wypadów w Bieszczady. Nie zniechęca nas to wcale, pocieszamy się, że przy 30 C powietrza i 26 C wody deszcz w niczym nam nie przeszkodzi. Zamierzamy spędzić nad morzem kilka dni nie robiąc kompletnie nic.
Allapey jest po drodze do Varkali. Studiuję mapę bo ze względu na rozlewiska oddzielające ląd pionowym pasem wody od ścisłego wybrzeża, nie wiem którędy kierowca będzie jechać. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia. Siedzimy na samym przedzie i mamy niebywałą okazję oglądać potencjalne czołówki naszego autobusu mniej więcej co 5 minut. Kierowca dostarcza nam adrenaliny lepiej niż poranna kawa, mijając się na górskich zakrętach z innymi autobusami i ciężarówkami na milimetry. Dwa razy byłem już pewny zderzenia czołowego którego w ostatniej chwili udało się uniknąć.
Jazda przebiega długo i monotonnie, mimo że za oknami robi się coraz bardziej tropikalnie przez otaczające lasy palm i bananowców, które wcześniej występowały sporadycznie. Im bliżej wybrzeża tym krajobraz Kerali gęściej poprzecinany jest rozlewiskami Backwaters. Po drodze cały czas mijamy kościoły i kapliczki, a także czerwone flagi z sierpem i młotem. Autobus jedzie przez największe dziury i zatrzymuje się co chwilę, dlatego droga trwa aż 6 h a do Allapey docieramy drogą, której nie ma na mapie Marco Polo ani przez Kochin ani przez Kollam.
Na dworcu autobusowym w Allapey doświadczamy na sobie desantu sprzedawców House Boatów – domów na wodzie, które są główną atrakcją Backwaters. Houseboaciarzy spotykaliśmy już wcześniej. Okazuje się, że przeinwestowano w tą formę rozrywki. W zatoce stało setki niszczejących łodzi a potencjalnych klientów na dworcu poza nami nie dostrzegłem. Korzystając z uprzejmości sprzedawców dowiadujemy się jak dotrzeć do Varkali. Słusznie okazuje się pytać bo jedzie się tam inaczej niż sądziliśmy z początku. Trzeba złapać autobus do Trivandrum i wysiąść w Kollambollam po drodze. Tak robimy. Autobus jest ekspresem więc nie zatrzymuje się co chwilę jak poprzedni. Mimo to jedziemy kolejne 2,5 h za 75 INR i już zaczyna mnie boleć siedzenie bo ze względu na tłok trzymamy plecaki na kolanach i nawet nie ma jak się powiercić. Autobusy lokalne wszystkie wyglądają bardzo podobnie, jest między nimi spora różnica, ekspresy są droższe i nie zatrzymują się wszędzie. Nigdy nie pytaliśmy o standard i wsiadaliśmy w pierwszy lepszy, który pasował nam czasowo. Chyba jednak warto czasem o to zapytać.
W końcu wysiadamy na środku miasteczka, jesteśmy już prawie u celu. Z nadzieją spoglądam na nieliczne prześwity w gęstej pokrywie chmur. Można by zaśpiewać „oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba”…
Bierzemy autorikszę i za 100 INR jedziemy do Varkali od której dzieli nas 15 km. Obskakujemy kilka hoteli z czego wybieramy nocleg w bungalowie w Kerala Bamboo House – położony najbliżej plaży w dość rozsądnej cenie 500 INR za dobę.
Dotarliśmy do ostatniego punktu podróży! Najwyższy czas poopierdalać się trochę . Miejscowość zdaje się być wyluzowana i w dobrym klimacie. Jest gdzie dobrze zjeść i się napić – czyli to co nas teraz głównie interesuje. Na szczycie klifu znajduje się dróżka- nazwijmy ją górnolotnie promenadą- wzdłuż której umiejscowione są wszystkie sklepiki i restauracje. Wszystkie kramy zbite z desek i dość prowizoryczne, jednak biznes idzie tu całkiem realny. Niektóre ośrodki – te z widokiem na morze- wyglądają całkiem nieźle i tyle też kosztują – od 1500 do 2000 rupii. Na plażę schodzi się z „promenady” schodami w dół. Mają tu sporo owoców morza i świeżych ryb wyłowionych dopiero co, które wyłożone na lodzie przed restauracjami zachęcają do spróbowania coraz to bardziej wymyślnych potraw. Tego wieczora urządzamy sobie małą ucztę z krewetek królewskich i delektujemy się szumem oceanu na werandzie restauracji. Jest ciemno, klimat dotarcia do celu dodaje emocji i jest znów wspaniale.
——————————————————————————-
Konkrety:
– autobus zwykły Munnar – Allapey – 74 INR/os – 6 h
– autobus pospieszny Allapey – Kollambollam – 75 INR/os – 2,5h
– autoriksza Kollambollam – Varkala – 100 INR – 20 min.
– nocleg w Verkali, Kerala Bamboo House – 500 INR
hej, czy autobusy z Munnaru 3ba wczesniej rezerwować? czy wsytarczy że dzień wcześniej kupimy na dworcu bilet? pozdrawiam
ja kupowałem u kierowcy w dniu wyjazdu, nie było potrzeby rezerwowania wcześniej
dzieki wielkie. pozdrawiamy