Nad zatokę Nelson Bay trafiliśmy przypadkiem. Po prostu szukając noclegu gdzieś pomiędzy Nambucca Heads a Górami Błękitnymi. Znaleźliśmy tu wspaniałą miejscówkę – mały domek przy samej plaży. Na zdjęciach wyglądało fajnie ale rzeczywistość okazała się jeszcze lepsza. Nie była to typowa szeroka plaża nad otwartym oceanem tylko nad ogromną zatoką Nelson Bay. Plus największy był taki, że było kameralnie i ciszej. Ale plusów tego przyjemnego doświadczenia jest mnóstwo i wymienię te najważniejsze:
Po pierwsze widoki- całą dobę, inne o każdej porze dnia i nocy oraz obserwowanie przypływów. Po drugie luz – dzieci mają nieograniczony dostęp do piachu a my dzięki temu więcej luzu. Po trzecie graty – nie trzeba się zastanawiać co wziąć a co nie, co zrobię z kluczykami czy telefonem jak wejdę do wody. Po czwarte i najważniejsze – doświadczenie całodobowe – poranki z kubkiem kawy i noce z lampką wina. Proste rzeczy cieszą najbardziej:)
W Soldiers Point jest sporo do robienia: kajaki, łódki, wędki, paddle boardy, wszystko co można robić na wielkich wydmach położonych niedaleko na terenie Woromi National Park czyli quady, wielbłądy, sandboarding. Do tego wystawy zwierząt jadowitych, samolotów bojowych i wiele wiele innych atrakcji.
My jednak nie robiliśmy kompletnie nic….no może poza obserwowaniem ptaków, delfinów i grzebaniem w piasku z dziećmi. Po blisko 14 latach intensywnych podróży globtroterskich tu konfrontowałem swoje dotychczasowe doświadczenie z nową rzeczywistością rodzinną 2+2 i ideą naszego wyjazdu do Australii. Tu formatowałem się, że nie trzeba każdego dnia uzbrajać się w aparat i rwać do przodu poznawać świat. Tu nie robiąc kompletnie nic robiło się coś. Znaleźliśmy taką tabliczkę w zawieszoną na ścianie naszego domku i stała się ona zdecydowanym hasłem tego etapu w Australii.