Na ostatni dzień wyjazdu zostawiliśmy sobie miejscowość Santana, słynącą z kolorowych maderskich domków i parku tematycznego. Z Funchal do Santana trzeba jechać wschodnią pętlą przez Machico. Drogą przez środek wyspy wyszłoby dwa razy dłużej, mimo że na mapie odległość wygląda podobnie.
Kiedy w Funchal rano mamy 19 stopni i słońce, w Santanie godzinę później mamy 14 stopni i lekki deszcz. To słaba okoliczność do zwiedzania parku tematycznego. Trafiamy do niego z łatwością po drogowskazach i na pierwszy rzut oka wydaje nam się zamknięty – tak mało ludzi było tego dnia. Ma to swoje plusy, lepiej jest tak oglądać ekspozycje niż przeciskać się w gwarnym tłumie. Park jest typowo rodzinnym miejscem. Większość atrakcji przeznaczona jest dla dzieci – rozległy plac zabaw, mini pociąg kursujący co pół godziny, zdalnie sterowane łódki, jeziorko do pływania łódką, pawilon o piratach i okrywaniu wysp, ale są również typowe ekspozycje muzealne dla dorosłych, niektóre z pokazami multimedialnymi, a także żywe przykłady folkloru i rękodzieła lokalnego. Na miejscu jest restauracja, ścieżki spacerowe i wszystko co potrzeba. Nam zabrakło jedynie dobrej pogody…
Na całość trzeba poświęcić ok 2 godziny a wstęp za osobę dorosłą kosztuje 6 euro.
Po zwiedzaniu parku jedziemy jeszcze do malutkiego centrum miasteczka by zobaczyć tradycyjne kolorowe domki, które na Maderze najczęściej można spotkać w sklepach z pamiątkami i w witrynach agencji turystycznych. Tuż obok ratusza miejskiego znajduje się mały park – skansen i w nich stoi właśnie 5 takich domków. Widać je od ulicy, wystarczy przejechać przez centrum i nie sposób ich nie zauważyć. Może wyglądem są nietypowe i charakterystyczne. Ale ich wypromowanie jako atrakcji jest moim zdaniem mocno naciągane. W architekturze współczesnej na Maderze próżno szukać jakichkolwiek nawiązań, nigdzie też nie napotkaliśmy takich domków w rzeczywistym otoczeniu. Jechać tu z Funchal tylko dla tych domków można, ale chyba tylko w przypadku braku lepszych alternatyw.
Wracamy do Funchal gdzie wita nas 20 stopni. To ostatnie chwile na Maderze. Krzątamy się wąskimi uliczkami, którym uroku dodaje tym razem zachodzące słońce. To miasto gdzie nie spojrzeć wciąż zaskakuje…